Zacznę może nieco randomowo... ale jak już ostatnio wspominałam na swoim blogu, prawko zdałam i teraz jeżdżę swoją ukochaną i jedyną w swoim rodzaju Kawasaki ER-6 F z 2007 roku 🙂 Uwielbiam ten motocykl! Jak to zazwyczaj bywa - każdy i tak doradzi coś zupełnie innego, jednak ja jestem bardzo zadowolona, że zdecydowałam się właśnie na ten sprzęt. Początkowo miałam trudności z jego ogarnięciem, ale jak już się człowiek "wjeździł" to teraz śmigam na niej jak zła ! 😀
Zawsze kręciły mnie podróże i odkąd mam motocykl (czyli od ponad sześciu miesięcy - kupiłam początkiem marca 2020 roku) mam możliwość spełniania swoich marzeń. Co prawda, póki co nie są to dalekie wyjazdy, ale zawsze coś. Ostatnio pojechałam na mały wypad na domki letniskowe w Rudawy Janowickie (mieszkam obecnie w okolicach Wrocławia) - tam ulokowałam się na kwaterze w niewielkiej miejscowości Raszów. Jesień w górach jest przepiękna!
Jaka torba
Jako towarzysza podróży zabrałam torbę AGM Rolly 2 Short - to mały i pakowny model (ma 31 litrów i to torba na tył). Choć nie mam dużego doświadczenia w podróżowaniu, póki co torba służy mi doskonale!
Firmę AGM poznałam kiedyś na Wrocławskich Targach Motocyklowych i bardzo spodobały mi się ich produkty i rozwiązania - świetna jakość i praktyczność produktu - a że lubię mieć dobre rzeczy, które służą lata... to zdecydowałam się zaryzykować i wziąć podróżną torbę właśnie od nich.
Z torby jestem mega zadowolona - poza oczywiście jakością i wszechstronnością produktu (swoje też kosztowała), bardzo zależało mi na wykonaniu, na którym się jak na razie nie zawiodłam.
Zwróciłam szczególną uwagę na klamry - z racji tego, że również uprawiam wspinaczkę górską, gdzie zapięcia, pasy i mocowania mają ogromne znaczenie, to i tutaj przyjrzałam się temu bliżej. Klamry są zrobione z mocnego, bardzo wytrzymałego materiału, który odkształcony i tak wraca do swojego pierwotnego stanu (oczywiście wszystko w granicach pewnej normy). Są mocne, zapinają się z charakterystycznym, pewnym i mocnym trzaskiem (dokładnie jak te moje klamry w uprzęży do wspinaczki). Jeżeli firma zwraca uwagę na takie drobiazgi, to dla mnie samej jest sygnał, że dbają o swoją markę i zadowolenie klienta. Na dodatek wszystkie zastosowane klamry w Rolly są takie same - więc pewna jestem każdej z nich. Fajne jest też to, że kupując torbę dostałam w zestawie od razu zapasowe klamerki. Dzięki temu też nie muszę się przejmować, że gdyby przypadkiem coś się którejść z nich stało, lub jakąś bym zgubiła (z czego raczej obstawiam za bardziej prawdopodobne to drugie niż pierwsze) to mam już zapasówki ze sobą.
Ale dosyć o tym!
Póki co torbę testuję od 5 miesięcy - byłyśmy razem praktycznie na wszystkich wyjazdach 🙂 Obecnie jestem zadowolona - jak już pisałam wcześniej 🙂 Zobaczymy jak będzie dalej.
Tymczasem wracając do opowieści. Dla mnie Rudawy Janowickie to jedno z najbardziej magicznych miejsc na Dolnym Śląsku. Ilość zamków, pałaców i fortec w tej okolicy, to istny raj dla historycznych hobbystów (w tym dla mnie). Nie tylko jednak budowle niosą ze sobą powiew historii. W lasach i na polanach można znaleźć ruiny lub inne pozostałości po osadach, krzyże pokutne, przeróżne formy skalne nie ukształtowane naturalnie, czy też stare trakty (te można rozpoznać na przykład po drzewach owocowych rosnących przy poboczu).
Opisy poszczególnych miejsc, które zdążyłam odwiedzić w czasie swojego 2-dniowego pobytu w Rudawach, chcę opisać w nowo stworzonym przeze mnie dziale, czyli „Wyprawy kulinarne po Polsce”. Dlaczego akurat tam? Na tym wyjeździe skupiłam się przede wszystkim na lokalnych kawiarniach i restauracjach – wyjazd był mniej nastawiony na zwiedzanie pomników historii. Pomysł na poznanie Dolnego Śląska poprzez pryzmat sztuki kulinarnej chodził mi po głowie już od dłuższego czasu. Postanowiłam więc go zrealizować, poczynając od tego wyjazdu. Co prawda, Dolny Śląsk raczej nie ma swojej, typowo charakterystycznej dla obszaru kuchni – (wiem, wiem, każdy i tak będzie miał swoje zdanie i znajdą się osoby, które za chwilę zaczną mi wyciągać lokalną kuchnię dolnośląską 😛 ) jednak są miejsca, gdzie jedzenie jest jedyne w swoim rodzaju i ze świeczką szukać podobnej „sztuki”. 🙂
Na domiar złego jestem kawoszem, więc temat kawy (bo z jedzeniem to bywa różnie, ale dobrej kawy nigdy nie odmawiam 😛 ) prędzej czy później musiał „wypłynąć” na wierzch 🙂
A jakie są dalsze plany – poza oczywiście rozszerzeniem i częstszym odwiedzaniem innych rejonów Polski i reszty świata? Póki co zbliża się zima i trzeba nieco zadbać o moją Kawę i pomyśleć o garażu. Tymczasem będę korzystać z końcówki sezonu i może tym razem pokręcę się nieco po kawiarniach wrocławskich?
Zobaczymy co czas przyniesie! 😀
Tymczasem Lewa i Szerokości!
Płocha Zocha 😛